Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

Karusia ze strachu, upuściła na te słowa kolczyki, które wyjmowała z uszów —
— Co wy mówicie matusiu?
— A cóż co sprawiedliwie, to sprawiedliwie — Wziął ciebie, niechże bierze i nas —
— A jak ón i mnie porzuci, co ja teraz pocznę z sobą?
— O! o! ón by ciebie porzucił, ty taka jesteś ładna! jak anioł! serdeńko — jak anioł. A jakby z lichem to zrobił niepoczciwiec, to kiedy już na to poszło — nie znajdziesz drugiego?
— O! takiego drugiego matuniu —
— Prawda — młody, bogaty, żonaty — to trudno — Ale stary moje serce jeszcze lepszy.
— A toż czemu?
— Zwyczajnie stary, zawsze hojniéjszy dla młodéj —
Trwała by ta nauka i rozmowa bez końca, gdyby Joanna, któréj bardzo o spokojne miejsce chodziło, bojąc się tracić służby za