Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

głowami, nie przyszli rozumować, nie śpieszyli bawić się, weselić; z ponurém czołem, z drżącą ręką, z bijącém sercem, przyszli grać.
Patrz jak ci wszyscy gracze stojąc w pośrodku salonu i oczekując na grę, pomięszani są i nie wiedzą co począć z sobą. Żaden z nich mówić nie umié dobrze, bo mu w gardle stoją tylko wyrazy gry — żaden nie spójrzał na obrazy, na xiążki, na kobiéty, na kwiaty — czekają gry — obracają głowami, rychło się stoliki rozstawią.
Lecz po cóż tu kobiéty? po co one wśród graczy? Miałyżby, i one — kobiéty!! — Tak jest i one grają, i one właśnie pożądliwiéj jeszcze, chciwiéj szału, namiętniéj niż tamci przybiegły — grać! Kobiéty? możeż to być? —
Ale wprzódy spójrzyj na nie, a dziwować się nie będziesz. Co to są za kobiéty? Te postacie zwiędłe, stare, zżółkłe, te pozornie tylko młode twarze, na których kosmetyki