Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/144

Ta strona została uwierzytelniona.

słona, marne udanie, które nikogo nie zwiedzie, na czole mimowolnie zapisała troska długie rysy, w ustach niby uśmiéchających się, jest wyraz fałszywy, dwoisty, w oczach pała mimo pozornéj obojętności, łakomstwo. Ludzie najlepiéj wychowani i (co jedno) przywykli najdoskonaléj ukrywać się z tém co myślą i czują — bo niestety — wychowanie dobre, nie zależy dotąd, na polepszeniu i uszlachetnieniu człowieka, ale na wyuczeniu go kłamstwa i skrytości — ludzie najlepiéj wychowani, w grze pohamować się nie umieją. Z początku, póki nie rozpłomienią się, póki nie rozżarzą, są to posągi tylko gwałtem do nieruchoméj obojętności zmuszone; ale późniéj. wychodzi na wiérzch namiętność i maluje się wyraźnie. Naówczas jednako gra prosty ulicznik i najlepszego wychowania człowiek — Bo kogóż zwiodą te teatralne uśmiéchy, rzuty rąk, szyderskie pół-wyrazy i żarciki, co nic prócz chęci kłamstwa nieudolnéj — niedowodzą?