użyć. Co więcéj, wszelka namiętność, szlachetniejszą jest, czystszą, naturalniéjszą od gry — ona tém gorszą, że całkiem sztuczna. A w tysiącu jeszcze razach, zbójca, jest mniéj winny, od podstępnego gracza. Weźcie ich wychowanie, ich położenie, ich możności, zdolności i socjalne przywileje; przeważcie, a pewnie wina ostatniego przeważy.
I cóż to za zabawka, która się opiéra na żądzy zysku? — Mówicie, nie gramy dla niego — Być może, tak myślicie, ale sami oszukujecie siebie — Czemu nie gracie przecie w orzechy i fasolę? Bo wam potrzeba wzruszeń, a wzruszenia dają tylko chciwość! Pojmuję doskonale Indjan i dzicz wszelkiego rodzaju, grającą z zapałem, przegrywającą siebie nawet; ale nie mogę sobie bez zgrozy, bez wstrętu wystawić, niby oświéconych i niby dobrze wychowanych ludzi, co namiętnie grają!
Piszę to i serce mi się ściska, bo wiém
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.