Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

że napróżno — O! gdybyście wiedzieli ile czystszych, ile szlachetniéjszych jest roskoszy w zamiłowaniu dzieł sztuki, w rozważaniu natury, w rozmyślaniu nad sobą — O! gdybyście wiedzieli, jaki błogi spokój wiedzie za sobą praca — jak życie szybko, jak jasno w śród chmur nawet upływa innym — Gdybyście wiedzieli — możebyście nie grali — Kto wié? Gralibyście podobno! Bo gra w kim raz zaburzy namiętności, kogo pochwyci w żelazne ręce swoje, ten jéj już jak szatanowi, duszę zapisał.
Patrzcie na tych bladych, zgłupiałych, zgarbionych, zbestwionych ludzi; na oczy zamglone, na usta obwisłe, na twarze wychudłe — na nich piętno niestarte, położyła pani — gra. Oni jéj słudzy — Czas ich, mienie ich, wszystko co mają do niéj należy. Spadek ojczysty, praca dziadowska, godność osobista, imie poczciwe, spokojność rodziny, wszystko to położyli na kartę, na kupkę złota — przedali za trochę wzruszenia, za