Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

łączą w partje. Jedyna to może chwila weselsza, każdy usiada z nadzieją, przychodzi radośny, że się doczekał nareście gry, za którą przez półgodziny wysiedziane napróżno w salonie, jak za kochanką zatęsknił. — W téj chwili jeszcze się mówią wzajemnie grzeczności, jeszcze ściskają ręce, kobiéty pamiętają, żeby być piękne, żeby zająć sobą, resztka ich wdzięków świéci jeszcze w zalotnych pół uśmiéchach. Za kilka godzin zmieni się to w jednostajną ponurość, głupotę, znużenie, i nikt już na nikogo nie spójrzy, nikt o czém inném, nad grę niezagada.
Ci ludzie zgromadzeni w wytwornym salonie, nie są to przecie istoty które by gry, jako jedynego zajęcia, do którego są zdolne, pragnąć mogły — to lepszego towarzystwa, pięknych imion, oświéceni, utalentowani — gracze. Te panie mają przecie związki serca i krwi, dzieci, familje, mają