Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Spójrzcie teraz na twarze, i czytajcie po nich, na ile stopni obrzydliwych, dzielić się może jednéj namiętności wyraz.
Ten ponuro zmarszczył czoło, zacisnął usta, podparł się, wyciągnął szyję — drugi otworzył gębę, wyszczérzył oczy, opuścił ręce bezwładnie, inny jeszcze pasuje się z gniéwem, a udaje obojętność, uśmiécha się i pokaszluje, zagaduje, przedrwiwa; a pod kłamanym śmiéchem, kaszlem, pogadanką, znać tkwiącą głęboko boleść — Ta kobiéta chce oślepić sąsiada sobą, i ma czas być zalotną, choć trudno, aby kto inaczéj jak po ciemku, mógł pokochać tę starą, drżącą za zyskiem babusię — Po pijaństwie, które odéjmuje wszelką godność kobiécie, gra najwięcéj pewnie ją spadla. Najniewinniéjsza gra, buduje się na chciwości, a chciwość jest ze wszystkich passij najobrzydliwsza — cóż dopiéro w téj kobiécie, którą nawykliśmy widziéć ideałem, zawsze ideałem tylko, lub już nie kobiétą?? —