Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

słyszawszy Stanisław, ja bardzo naturalném, gram prawie raz piérwszy.
Nieznajomy w milczeniu, rzucił z ukosa wejrzenie na Stasia; jakby niewierzył temu.
— Pan jednak po mistrzowsku gra!
Po mistrzowsku — powiedziane było z pewnym przyciskiem.
— Pan wiész jak gra jest łatwa, a mianowicie djabełek.
— Radbym się jednak nauczyć takiego szczęścia jak pańskie!
— Spodziéwam się, żywo odparł Staś, że pan nie chcesz mi dać do zrozumienia, że się go mogłem nauczyć?
— A! bynajmniéj śmiejąc się złośliwie, rzekł orderowy — Ale pozwoli się pan przeprosić za moje niezręczne wysłowienie i razem spytać, z kim mam honor mówić.
— Jestem Stanisław.... obywatel z Wołynia.
— Obywatel z Wołynia! powtórzył zawsze dość ironicznie sąsiad.
— Nawzajem.