Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

bitniéjsza teraz, przy zwiększających się różnego rodzaju pretensjach, zupełna nicosć dziéwczęcia — śmiészyła go tylko — Stroił ją coraz wytworniéj, otaczał wymysłami, jedynie aby się przypatrzéć, jakie to na niéj uczyni wrażenie.
Jednego wieczora, siedział na kanapie w pokoju Karoliny, z nogami zarzuconémi na stół (co jeden podróżny francuz za narodowy nasz sposób wygodnego mieszczenia się uważa) — Tymek palił cygaro, w drugim rogu Kanapy, Karusia w nowéj sukni jedwabnéj, która jéj zręczną rysowała kibić, w kólczykach błyszczących, w lokach spadających na łabędzią szyję, w pierścionkach okrywających całe czerwone jéj rączki, w trzewiczkach obcisłych, które często z pod sukni na pokaż wysuwała, z chusteczką białą w ręku stała i uśmiéchała się, poglądając coraz w wiszące z boku zwierciadło.
Staś trącał Tymka, aby mu pocieszne symptomata zalotnictwa pokazać; bo czegóż