Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

lébka próżna, pościałka zimna, a ón w trumience śpi z kwiatkami na piérsi, jak ón zwiędłémi przed czasem! Niéma go Stasiu — a w domu pusto, okropnie, cicho. Ja biegam jak szalona — ja rozum tracę —
„Pojmujesz ty to? niéma dziécięcia! niéma naszego dziécięcia — O Boże, jak ja to przeciérpię — jak przetrwam — Tyś mnie opuścił, i ostatnia pociecha wydarta — po cóż ja żyć będę?
Stasiu, na Boga, ulituj się nade mną — pamiętaj, że biorąc mnie z obcego kraju, od familij, od przyjaciół, tyś przysiągł wszystkich i wszystko zastąpić — Jam tu obca, jam najnieszczęśliwsza — odezwij się przynajmniéj, powiédz dla czego mnie opuściłeś, niech wiém za co ciérpię, że mojém ciérpieniem kupuję ci szczęście przynajmniéj! Na Boga — odezwij się — powiédz żeś mnie przestał kochać, ale powiédz. Jam tu obca — ja wrócę do swoich ze łzami memi, bo dla czegóżbym ciebie niémi obojętnego karmić