Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? spytał Tymek — to cóś okropnego? Co to za list?
— Od żony — odpowiedział słabym głosem Stanisław — jadę do domu.
— A ja? a ja zaszczebiotała Karusia.
Stanisław spójrzał na nią i milczał.
— A ja? wszak jadę?
— Jak chcesz — odpowiedział cicho.
— Mógłbyś mnie porzucić? zawołała z oburzeniem czerwieniejąca Kara.
Ón niémiał siły odpowiedziéć jéj, w téj chwili, po liście żony, po żywém wspomnieniu pięknéj, czystéj jak anioł i idealnéj Matyldy, to stworzenie piękne ale bezwstydne, ale zalotne, zwierzęce — zdało mu się czémś nad błoto brudniejszém i pogardy godném — Karusia była w oczach jego nieznośną tylko, jakiegoś świata podléjszego mieszkanką, wzbudzającą politowanie i wzgardę.
Ani zważał wychodząc Stanisław, że Tymek udając jakoby się wybiérał, u Karoliny pozostał; poleciał do domu, rozkazał pa-