Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

mogłem, czém chciałaś, tyś mnie zwodziła, nie dziwuj się że cię porzucam — Bądź zdrowa.
— Ja zwodziłam! ja zwodziłam! mówiła płacząc Karusia.
— Tymku! jakeś mój przyjaciel, wytłumacz jéj to, rzekł Staś wstając z kanapy, niémam ci za złe zdrady — oddałeś mi za swoje — kwita — Owszem, dziękuję — uwalniasz mnie od ciężaru.
Karolina skryła się płacząc do drugiego pokoju, a Tymek wysunął z za pieca, mało zmięszany.
— Pożegnajmy się, bo jak świt wyjeżdżam, rzekł Staś — chętnie ci przebaczam, jakeś ty mnie przebaczył wprzód, ale proszę abyś mi za złe niémiał, że ci Karę do szyi uwiązaną zostawuję!
— Do licha! wybąknął Tymek — to niegodnie tak podchodzić ludzi — to niegodnie! I uśmiéchał się, ale wymuszenie, dziko.
— Zostawuję, dorzucił Stanisław, mieszka-