winności i młodości. Ona w takim stanie — to niegodnie!
— Zapytajcie ją o jéj niewiność — zakrzyczał Staś i kto był u niéj wczora.
— A co to ma do tego? odparł Wicek, a kto ją popsuł, kiedy nie wy paniczyku, kiedy nie wy! A co nam do tego? Wy ją teraz myślicie nam na karku posadzić! o z tego nic! jakeście ją wzięli, tak ją wieźcie z sobą.
Napróżno wysilał się na przekonanie Staś, zakrzyczeli go, zahukali, i domagając się zabrania Karoliny, napełniali wrzaskiem dom cały. Ludzie obcy się pozbiegali, stali we drzwiach, podsłuchiwali, Stanisław płonął wstydem.
— Zrobię, rzekł nareście co chcecie, zapłacę, zabiorę, ale dajcie mi pokój!
I rwał sobie włosy z głowy.
— O! nie! nie! zaraz róbcie co macie robić, bo potém gonić was, gdy wyjedziecie, nie będziémy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.