Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

ku rodzinie — Stanisław siedział w nim, senny, rozmarzony, nie przytomny, zmęczony wzruszeniami i osłupiały patrzał a nie widział migającéj mu raz ostatni Warszawy, nie słyszał huku miejskiego, i gwaru — cały był w sobie, w roztarganych i poplątanych myślach.
Co robiła Karusia?
Ona płacząc liczyła Stasiowe dukaty z matką i powtarzała za każdym:
— Tak mnie porzucił! tak mnie porzucił!
I płakała — prawie do samego południa — po południu przyszedł Tymek.