się podnoszą, łzy na oczy, lub uśmiéch na twarz występuje — a ostatnich kilka kroków dłuższe są od całych dni w początku podróży.
Wiele to strachu, gdy się do końca podróży, do domu zbliżamy — wszystko się nam wydaje dziwném, wszystko nie zwyczajném, lękamy się co krok, jakiéjś wieści, czegoś złego, co spaść na nas może! każdy dym pożarem dla nas, każdy śpiéw pogrzebem, każdy krzyk jękiem się zdaje; bo dość godziny niebytności, aby do domu zawitał pożar, śmierć i jęki. Jesteśmy zawsze na łasce losu, zawieszeni w bojaźni i niepewności jutra — nawet następnéj godziny.
Z takiémi uczuciami dojeżdża zwykle nawet najobojętniéjszy człowiek do domu, nawet ten, kto niechętnie powraca, i zostawił za sobą, związki tém ponętniéjsze że występne. Dom, ta żółwia skorupa nasza, ten kawał ziemi na którym żyjemy, zajmują nawet najzimniéjszych — Człek wrasta gdzie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.