Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/195

Ta strona została uwierzytelniona.

dłużéj posiedzi, sercem, uczuciem, a wreście nałogiem.
Pokazały się na dalekim horyzoncie ciemniejące drzewa, jeszcze mało co liśćmi okryte, zabielał dom, zazieleniały łąki, zasiniały wody, i na widok ich, Stanisław zadrżał, uczuł że kochał miejsce to, że miał jeszcze w sercu przywiązanie jakieś bez imienia dla Matydy, że dziécię jego, którego już tu nie zastanie — drogie mu było.
Kilka miesięcy czasu, zmian tyle — a na duszy i sercu takie rany, taki wstyd samego siebie, takie zużycie, spodlenie, zobojętnienie na wszystko! kilka miesięcy, a ón wycieńczony, ona smutna i płacząca, dziécię w grobie — przyszłość? przyszłość szara, długa, ciężka jak całun, wielkim krzyżem cierpienia przeszyta w szérz i wzdłuż.
Oto już wyglądają wyraźniéj i drzewa ogrodu i świécące okna domu i chaty wsi rzuconéj po wzgórku i pola zazielenione — policzyć można wszystko, pokazać ścieżki,