Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

splecionych w jedno okropne widzenie — opowié! Ni słowy, ni barwami, ni dźwięki, dziwnego tego nie podobna oddać obrazu. Napróżno wysila się człowiek wybrnąć z niego, pochwytać nici porwane wszystkich związków, szaleją w mózgu wspomnienia, powracają się myśli, chichoczą szyderstwa, błyskają dawno zapomniane postaci ludzkie i nie ludzkie. Za mgłami widać lata młodsze, widać inne życie, ale pokrajane ogromną poczwarą stojącą na przedzie i zasłaniającą je cielskiem swojém, potém mówią do ciebie umarli, śmieją ci się wrogi twoje, klną przyjaciele, otaczają nieznajomi. I w chwili mieni się widok na salę balową; w któréj ty leżysz pod muzyką, na łożu boleści z rozbitą głową, nagi jak żebrak — A do ciebie przychodzą kobiéty strojne i podają ci ręce i śmieją ci się — Tam obwalił się róg sali, widać chmurę, na niéj czerwone słońce bez promieni, bez światła, jak węgiel zgasły w kominie, po