Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dom pusty, dziecko umarło, żona uciekła nie mogąc wytrzymać opuszczenia i tęsknoty — tyś wrócił, aby upaść na łoże choroby bezprzytomny — Biédny Stanisławie! biédny!
I łza zakręciła się w oczach Augusta, który się oparł na ręku, dał jéj płynąć po twarzy, dumał.
Stanisławowi z ust wybiegały dziwne słowa, malujące co się w głowie jego nieszczęśliwéj działo — Na przemiany śmiał się, kłócił, grał, żartował i łajał i wołał po imieniu dziécięcia.
Augustowi włosy powstawały na głowie — czekał lekarza, siedział przy chorym, ale ten obłąd jego myśli, zaczynał mięszać własne jego wyobrażenia. Czuł jakby i jemu gorączka ćmiła pojęcia; wyszedł się otrząsnąć z niéj do ogrodu, ale dochodzący go z daleka głos Stasia, przeszywał serce.
Nareście przybył lekarz, a rachując jak zwykle na młodość, wziął się do ratowania