Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/211

Ta strona została uwierzytelniona.

czę) au point de vue social et economique, ale zabójczych, gdy ci ciężą na karku i na głowie, jak jarzmo wołowi.
Chwalicie się waszą swododą wiejską! O! mój Boże, cóż to za nudna swoboda! co to za nieznośne szczęście; zawsze mi się ono takie nawet w eklogach Wirgiljusza i sielankach Gessnera wydawało. Miasto, miasto, to życie, to postęp, to ruch, z niego nauka, wynalazki, natchnienie wyléwają się jak z ogniska. Wy — co jesteście? nasi poddani, co pracujecie na nas tylko i nudzicie się na rachunek wspólny. Ale co wy nam dajecie pracą, to my wam oddajemy oświatą, która przez nas płynie do was. Wyśmienicie, żem wspomniał o oświacie, naturalnie i konsekwentnie (wyraz którego ciérpiéć nie mogę) przychodzi mi na myśl mój dziennik. Czy uwierzysz? był na najlepszym stopniu, w najświetniéjszych nadziejach, i znowu, mamli prawdę rzec, ultimis spirat. Boję się żeby nóg nie zadarł. Noszę się z nim od