Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/221

Ta strona została uwierzytelniona.

ją musiały, ale czemuż ani słówka nie odpowiedziała, nie dała nawet znać o sobie? Stanisław lękał się o zdrowie jéj, wątłe przedtém, téraz stratą dziécięcia i strapieniami domowémi naruszone? kto wié? może zachorowała gdzie w drodze? może bez piéniędzy, usługi, pomocy, leżała sama jedna wśród obcych?
I gdzie? nie można było zgadnąć — niepodobna szukać. —
W takich myślach upłynęła im jesień przerywana polowaniem, które ich znowu mimowolnie zbliżyło do kilku sąsiadów, ciekawe oczy zwracających na biédnego Stanisława, będącego celem najdziwniéjszych plotek i domysłów, o którym chodziły wieści, co go zbrodniarzem prawie czyniły. Domyślając się czego niewiedziano dokładnie, stworzono historją pobytu w Warszawie, romantycznie przesadzoną, któréj słuchając, włosy wstawały na głowie. A o biédnéj Matyldzie! i o niéj także nie lepiéj mówiono,