Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.

bo nikt wyjazdu jéj z domu nie pojął, i po prostu nie chciał sobie wytłumaczyć, czém ón był.
August, jak Stanisław odżyć już na nowo nie mógł, raz posunąwszy się te kilka kroków, co go od starości dzieliły, pozostał z szronem na głowie i smutkiem na twarzy.
Padały liście żółte, a reszta odzianych jeszcze lasów, stroiła się w czerwone, cytrynowe, i zielonawe sukienki, posępna tylko sosna czerniała w borze niezmieniona — Był wieczór ale łagodny, słońce zachodziło za lasy i wzgórza czerwone jak rubin w pierścieniu Bożym — Cisza dokoła, tylko starsze drzewa szumiały głucho coś mówiąc do siebie o dawnych latach ziemi — Stanisław z Augustem siedzieli na ganku przed domem i wpatrując się w dziwnie strojny obraz jesieni, milczeli, myśleli — August o swojéj starości, Stanisław o smutku, o samotności co go otaczała.
Długa ulica wysadzona topolami balsami-