Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/226

Ta strona została uwierzytelniona.

kobiéta i żona przebaczysz mi, przebaczysz. Jam także wiele ciérpiał, spójrz na mnie, a dojrzysz może śladów, jakie na mnie zgryzota i choroba zostawity — Spójrz na Augusta i ón dzieląc ze mną te ciężkie chwile próby, do niepoznania się zmienił. O! Matyldo godziłoż się tak karać?
— Nie wymawiajmy sobie wzajemnie — nie wymawiajmy nic Stasiu — Jesteśmy razem, zapomnijmy o wszystkiém. To mówiąc, spójrzała na okno pokoju dziécięcia i rozpłakała się tuląc twarz na ramieniu Stanisława.
— A! wszystko wróciło, rzekła, tylko aniołek mój nie wróci! Nigdy, nigdy — O! nie prowadź mnie do domu, ja bym widoku tego wytrzymać nie mogła, chodźmy gdzieindziéj.
I żywo skierowała się ku officynom. Staś i August poszli za nią. We łzach i wzajemnych opowiadaniach, upłynął im wieczór tak niespodzianie przybyciem Matyldy rozjaśniony.