— O! bądźcie nareście spokojni — jak gdyby umarli — Ostatnie to juź obrazy, przesunęły się przez szkło latarni, które leży potłuczone u nóg moich, ostatnie wierzcie mi — i więcéj ich nie będzie.
Muszę się wam trochę wyspowiadać — co mnie skłoniło do przesunienia przed oczyma waszémi, jeszcze tych kilku różnobarwnych szkiełek.
Domyślicie się zapewne do razu —
Zdało mi się że piérwsza część latarni, zbyt wyłącznie pewne klassy, jeden stan tylko może wystawiała, i chciałem, zarys obyczajowy naszéj epoki, o ile możności dopełnić. Osądzicie sami, jak mi się to udało, dla mnie pozostało to jeszcze nie tak całém nie tak zupełném, jak chciałem, ale na to już poradzić nie potrafię.
Niektórych klass spółeczeństwa, dla wielorakich względów, dotknąć niepodobna, drugich nie dość znam, abym je malował, inne może i wejrzenia nie są warte. Wiém
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.