Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

le, zamilczym, przejdziemy do mężczyn. Byli tam znajomi nam już, młody, strojny, prawdziwy gaszek Florek, Pan Skórski milczący i dysputujący tylko o autentyczności i datach dyplomatów XIII wieku, Tymek, Kapitan, a nawet Szatan, którego ktoś wprowadził, na to uroczyste zgromadzenie, Szatan co szeptał po cichu, dusząc kapelusz i kryjąc się w kąty. —
— Będziemy piérwsi obserwować zjawienie się komety, na naszym horyzoncie.
Ale oprócz znajomych nam, byli tu i nie znajomi jeszcze. A naprzód, od najstarszego począwszy, siwy, łysawy, dawniej elegancko–dydaktyczny poeta klassyk, jeszcze pięknéj twarzy, i jeszcze trochę zalotny, na mocy dawnych elegij, Pan Szambelan Filoński.
Autor to był swego czasu bardzo, a bardzo sławny, nadewszystko zaś tłumacz nieporównany; tłumaczył co było tylko nie wartem przekładu z francuzkiego i angiel-