Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/021

Ta strona została uwierzytelniona.

(Imie plebejuszowskie, zawsze tak trudno wychodzi z ust Pań i Panów, póki go się jak imienia Kopernika i Franklina niewyuczą na laurowych listkach!)
Pani do któréj mówiono ruszyła ramionami.
— Ale kiedyż czytać, kiedy czytać będą? szeptali wszyscy. Poczęto się nachylać, naradzać, i nareście deputacja z łona szanownego zgromadzenia, wybrana, objawiła powszechne to życzenie, Natalij.
Natalja, jakby się osunęła, pod wielkiem brzemieniem strachu, zabełkotała cóś nie wyraźnie i wyjąkała prośbę, aby ośmielając ją, kto kolwiek począł i był łaskaw czytać wprzódy.
Ale każdy ruszał ramionami, zsyłając się na to, że nic nie wziął z domu; a inni pod przewodnictwem Zenejdy szeptali, że to było by ofiarą, bo ich by nikt nie słuchał, a każdy czytający służyćby musiał za piedestał dla Natalij.