Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały zarumieniony i pewien tryumfu, który o dwa kroki za nim zmieniał się w śmiészność, i tłumionemi śmiéchy, zdradzał swą fałszywość — wstał Edmund poeta i skrył w ciżbie słuchaczy.
— Proszę cię, spytał go zbliżając się zapłakany od śmiéchu Szatan, zkąd tobie u diabła, odę do rozpaczy pisać. — Czy ci nowy frak pękł pod pachą, czy gorzéj jeszcze!
— A! dajże mi pokój z żartami, nie jestem usposobiony do słuchania ich!
— To nie żarty, to bardzo serjo mój sposób pojmowania rzeczy. — Ale muszę ci oddać sprawiedliwość, boś odmalował rozpacz, jak gdybyś ją sam skomponował. Co prawda to prawda. Gdy zechcę rozpaczać, bądź pewien, że tego bez twojéj porady nie uczynię. —
W téj chwili dał się słyszéć głos Szambellana, który przez powiększające szkło począł czytać, pożegnanie Hektora z Andro