Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/034

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziś jesteś sentencjonalny jak dè Balzac, prawisz same aforyzmy. —
Szatan odszedł śmiejąc się. —
— No — no — i cóż? i cóż? pytał z kolei każdego kapitan, chcąc zbadać zdanie powszechne i zniego sobie uformować jakieś na swój prywatny użytek — I cóż?
— Bardzo piękne!
— Wszyscy to mówią i ja — i ja — bardzo — a! a! a! bardzo piękne! Nieprawdaż?
— Istotnie.
Tymek perorował:
— Ale to cudowne! prześliczne! Co za dusza! Ile obrazowości, połączonéj z głębokiemi filozoficznemi pomysły, ubranemi w szatę cudnego kroju, strojną, a nie obciążoną strojem, wytworną, a nie błyskotliwą, pełną wdzięków i prostoty razem!
— Wiészże, Tymku, żeś ty doprawdy podszalał!