Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

oczyma, nie mogąc niemi poruszyć, z rękoma, a bez władzy, bez ruchu, bez oddechu. Żadne ludzkie sposoby, ani życia we mnie dojrzéć, ani go wskrzesić nie mogły. Przy mojém łóżku, widziałem stojącą żonę z — suchémi oczyma, z założonémi rękoma. A! jéj nie skończone szczęście szło także ze mną do grobu — żałowała szczęścia swojego. —
A mnie! — niewiém — Doktór powiedział głośno, żem umarł i sam swoją ręką strojną w błyszczące pierścienie, wdział otwarte moje powieki na zeszklone i nieruchome oczy — Odemknąć ich już nie mogłem.
Usłyszałem potém, jak w koło mnie odzywały się jakieś szepty — był to paciérz za moją duszę. Potém wszystko ucichło i ja, którego tak pielęgnowano w słabości, teraz kilka godzin porzucony, sam jeden leżałem. Zapomniano już o mnie! serce mi z bólu i z gniéwu pękało — ale nie pękło,