Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/043

Ta strona została uwierzytelniona.

wsiąkała weń, na zawsze. — Wszystko na nim się kończyło.
Ciasno mi było w trumnie, poduszkę miałem z wiórów stolarskich, twardą poduszkę trupa na sen wieczny, powiérzchu obszytą kawałkiem starego atłasu, kawałkiem staréj franzli, a wewnątrz napchaną — wiórami. Wieka nad sobą nie czułem, tylko kiedy mnie brano na ramiona i wynoszono z domu, uderzyło się raz o nie, ciało moje, nos przypłaszczył — chciałem krzyknąć — nie mogłem. I posłyszałże by kto krzyk piérsi umarłego, zabitego wiekiem w trumnie — zamkniętego w paku w którym płynie na drugi świat!
Niedarmo wieko, wiekiem się zowie — bo wieki dopiéro i zgnilizna otworzyć je mogą i uwolnić z więzienia ciasnego.
W koło mnie słychać było śpiéwy — płaczu nie słyszałem i tylko ci co mnie nieśli na ramionach, uskarżali się żem był ciężki. Przykrępowanego potém do wozu wieźli do