Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedziny do mnie, gryzły reszty pozostałe mego trupa — nieczułem bólu. — Wyjadły mi reszty serca, mózgu zaschłego, oczów, najdroższych organizmu ludzkiego klejnotów — poniosły je i poszły.
Przyszedł kret, któremu po nad czaszkę moją, wypadała droga jego wiodąca go zawsze ku północy, ale tén daléj poszedł nic nie tknąwszy.
Potém niewiém jak i którędy przypełzły żaby, mieścić się w szczelinach próżnych mego wązkiego mieszkania. Rzędem usiadły koło nóg, koło głowy, na głowie, na piérsiach; napełniły wszystkie zakątki i usiadłszy skrzeczały czasem smutnie nademną, moją pieśń śmierci. Oczy ich świéciły w ciemnościach, jasno błyszczące, a one same siedziały nieruchome długim rzędem z obu stron i nuciły, i nuciły. — Zdało mi się, żem je rozumiał:

„Oto śpisz i śpisz na wieki, a twoi cię opuścili, a ciało twoje poszło od ciebie,