swémi wiosny kołysała, która, gdym już ludziom był nieużyteczny, nieodrzuciła mnie i wzięła nazad do siebie na wieki — matka, prawdziwa matka!
A ja żyłem, żyłem ciągle — w koło mnie ziemia i kamienie, duszy mojéj ostatki kryły się po kościach, obsypanych żółtym piaskiem do koła, kamieniami i kośćmi, takich jak ja, smętarnych mieszkańców.
Potém, wreście i kości moje butwiéć i rozsypywać się zaczęły na proch, a biédna dusza znowu rozsypywać się musiała, aby każdy proszek ożywić. Prochy moje zmięszały się z ziemią, rozbiegłem się na wszystkie strony. Jedne cząstki poszły w powietrze, drugie zostały w ziemi, czekając swego dalszego przeznaczenia, inne wydobyły się powoli nad powierzchnią.
Potém, jedne z nich wcisnęły się przez łodygę do kwiatu i błyszczały w jego kielichu, drugie z powietrzem weszły w ludzi, inne wędrowne przelatywały po nad ziemią,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/050
Ta strona została uwierzytelniona.