szukając schronienia, przytułku — żywota nowego.
I rozeszły się daleko, kwiat w jednę, człowiek w drugą, a pył w trzecią stronę — dusza z niémi poszła — poszła po kawałeczku. Części jéj niepoznając się nawet, potrącały się w powietrzu, spotykały się w wodzie, w kamieniu, w roslinie, w zwierzęciu, przebiegały tysiąc przemian, tysiące życia, śmierci tysiące i żadna nie zginęła — Szły tylko wędrowne szukać coraz innego bytu, innych uczuć, innéj śmierci!
Obijały się nieraz o dom, w którym mieszkałem, o wody moje niegdyś ulubione, o drzewa które sadziłem, a w które potém weszła część mnie samego — żona nawet, niewiedząc o tém, Artemizją była i pożywała popioły mężowskie.
I z jednego życia ludzkiego przeszedłem w tyle maleńkich i krótkich, jednodniowych, że byłem rozerwany jak serce dziewczyny, w chwili gdy chce kochać i niewié tylko,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.