Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

kłada, i że najwyższa wielkość ziemska, ustępować musi, — wzniesionemu na podłatane szczudła nicestwu.
Tak myślał, lub podobnie August, którego już męczył pobyt w Warszawie, życie zbyt dla niego fraszkami zajęte, a za mało swobodne, zbyt chyże, zbyt skrzydlate. I jednego poranku — spytał Stasia, czyby niewrócili do domu?
— Ja? nie czuję w sobie téj ochoty wcale, ledwiem porobił znajomości, ledwie życie sobie przygotowałem, chcesz abym wracał?
A Matylda?
Staś spuścił głowę i mruknął.
— Juściż, nie mogę być zawsze z nią — Napiszę do niéj, że jeszcze czas jakiś. —
— Rozumiem, rzekł August, jeszcze za nią nie tęsknisz — Zdaje mi się, żem się w rachubie mojéj omylił, — kto wié, czy miasto kontrastem, da ci uczuć wartość wsi?