Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/062

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dotąd, nic podobnego nie przewiduję — lubię miasto. —
— To dziwna! Niepojmuję, jak można dłużéj nad tydzień lubić miasto!
C’est selon.
— Zapewne, ale mi nie będziesz miał za złe gdy powrócę do domu. —
— Bynajmniéj! Staś niepowiedział całéj swej myśli; nietylko bowiem Augustowi za złe niémiał powrotu, ale się prawie cieszył z tego, bo swobodniejszym zostawał, sam jeden, a nikt go pytać, kontrollować, patrzéć na niego niémiał prawa. — Wprawdzie wyprowadził Augusta aż na Pragę, siostrzeniec, pożegnał najczuléj, uściskał, przyrzekł prędko powracać, a jednak w duchu myślał:
— Będę swobodny, będę daleko swobodniejszy.
August siadając do powozu, ścisnął za rękę Stanisława i patrząc mu w oczy, te na ostatku, rzekł słowa. —