Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/063

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słuchaj Stasiu, zawsze się o ciebie boję, bo masz głowę płomienistą i łatwo ci głupstwo zrobić. Uczyń to dla mnie, nie wdawaj się w zbyt ścisłe z nikim tutaj stosunki, nie zakochaj proszę dobrowolnie, jak to ty umiesz łatwo, i pamiętaj, że drugiéj Matyldy, niéma na świecie, a twoja Matylda płacze!
Staś wracając dorożką do miasta, komentował słowa wujowskie po swojemu.
— Matylda! Matylda! Sam wuj wié, że kochać się w niéj nié mogę — szanuję ją, kocham nawet, ale to cale inna miłość, a téj na życie nie wystarcza! Dając moją miłość innéj, nic nie odbiéram Matyldzie — bo jéj już niéma. —
Co to za rozumni ludzie byli ci Rzymianie, mówił sobie daléj — oni kobiétę rozdzielili na dwie połowy. Jedną kobiétą była matrona rzymska, która siedziała w domu i przędła kądziel i wychowywała dzieci, a przebytek jéj, dawał obywatelowi rzym-