Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.

któréj dnie błyskał biały papiér, weszła — Tymek trącił łokciem Stanisława i szepnął mu.
— Zginęliśmy,uciekajmy, prenumerata przyszła.
— Kto?
— Powiadam ci prenumerata!
Tym czasem rzedniało koło i wszyscy się powoli usuwali, na widok jegomości, który z miną pokorną, poprawując włosy i zdejmując brudne rękawiczki, szedł wolnym krokiem daléj.
Był to człowiek lat pięćdziesięciu, mały, zgarbiony, na twarzy noszący ślady burzliwego a nadewszystko może pijanego życia, oczy czerwone, nos granatowy, pryszcze po czole — Na nim spodenki czarne krótkie, buty wykrzywione, frak zapięty na tyle, ile ich było guzików, chustka obdarta na szyi. Z kieszeni, z za fraka, z czapki, wyglądały papiéry.
Był to niestety — literat! a literat zbié-