Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/070

Ta strona została uwierzytelniona.

jéj nie przyjął — Niechże mam zaszczyt wiedziéć dostojne imie pańskie.
Staś mu je rzucił półgębkiem, a literat niby skrupulatnie zapisał.
W téj chwili dał się słyszéć tuż głos silny, wysokiego, marsowatego mężczyzny, który stanął tuż, patrzał i odezwał się do P. Hilarego Szczepiorkowskiego. —
— I nie wstydzisz się Waćpan.
— A! to ten oszust! zawołał Pan Hilary, chowając papiéry, to ten oszust.
— Ty sam oszust jesteś! ty sam, krzyczał wysoki mężczyzna — idź mi z tąd precz, bo cię kolanem wyproszę za drzwi — Otóż znowu kogoś na swoją prenumeratę złapał!
To mówiąc wysoki bakembardzisty mężczyzna, usiadł z poufałością obok Tymka, który się marszczył na niego i zakładając nogę na nogę, mówił.
— Co to za bewstyd. I ten człowiek co tyle literaturze krzywdy, nosząc imie literata