— A wiesz, przerwał Stanisław, że pewien jestem, iż się dobrze stało, tak jak się stało. Ten człowiek miał mały, mierny, może żaden prawie talencik, byłby zeszedł na Hilarego, gdyby uparcie wiérsze pisał. Inny na jego miejscu, z prawdziwszém natchnieniem, poszedł by swoją drogą i albo upadł, albo zwyciężył. Znam jednego, co podobnie począwszy, jak Grześ — milczy teraz i pisze dla siebie, a pracuje na życie. Literatura jest mu tylko zatrudnieniem serdeczném. —
— Któż to jeźli wolno wiedziéć, spytał Tymek ciekawie. —
— Znasz Leonarda malarza. —
— I siostrę jego Leosię — i brata jego Roberta — więc cóż?
— Brat Robert. —
— Juściż nie o nim mówisz zapewne, bo ten Bogu ducha winien, pracuje w kancellarij i więcéj nic. —
— Dowód że go nic nie znasz. — Jest to
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/087
Ta strona została uwierzytelniona.