Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/099

Ta strona została uwierzytelniona.

smaku czytelników, często z moralném ich zgorszeniem? Lepiéj mało, a dobrze.
— Ale dziś wszyscy tyle czytają, tak potrzebują czytać!
— Czyż to przyczyna, żeby chwytać lada głupstwa?
— Po części masz słuszność może — Ale, dodał Tymek, nieustąpię, aż mi dasz co swego do mojego dziennika. —
Niémam nic takiego — zimno odrzekł Robert, a potém — dałem sobie słowo nie drukować. —
— Dla mnie go wyrzéc się musisz. —
— Dla nikogo w świecie.
Było późno, stara matka, milcząc chodziła po pokoju, Leonard przestał rysować, Leosia sparta na ręku, wpatrywała się w Roberta, nasi goście nic nie uczyniwszy, musieli pomyśléć o odwrócie.
Cała rodzina przeprowadzała ich do drzwi, a Leosia podnosząc świécę nad głową, dłu-