Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

za nią na korytarz, niéma, w ulicę, ani znaku. I jak znikła Panie, tak jak w wodę. —
— Dalipan ją porwali z ulicy! płacząc krzyczała stara! Może żołniérze, może jakie łotry — Pewnie się kto zasadził. —
— A rzeczy, a piéniądze? spytał Tymek.
— Wszystko jest — rzekł właściciel, nawet rzeczy nie zabrała. —
— To oddajcież nam, odezwała się stara. —
— A ha! a ha! a pensja! a zaległości, odkrzyknął właściciel. Zapewne, zapewne! Jeszcze tego brakło! Nie — oddam do policij, do taxy, zlicytuję i swoje wprzód odbiorę.
— E! Mosanie! z pięścią posuwając się odpowiedział młody brat Karusi, jeśli to zrobisz, to jakém poczciw, włosa ci na łbie nie zostawię i gdzieś cię przydybawszy na gorzkie jabłko stłukę. —