Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

I odciągała syna, który z pięścią nastawił się przeciw właścicielowi; brakowało tylko jednego uderzenia, aby się za łby pobrali, ale właściciel stchórzył i odgrażając się umknął, a stara z synem, krzyczącym jeszcze w ulicy, wyszła.
Tymek, który przypatrywał się z zimną krwią téj całéj scenie, usiadł spokojnie na kanapie, wydobył swój cybuch i spójrzał ku kominkowi, gdzie miejsce Karusi zajmowała już inna, jeszcze nieśmiała i niepewna siebie dziewczynka, Julka.
— Kawy! zawołał. Co się to jednak z nią stało! myślał w duchu — I wiérz że tu kobiécie. Byłem pewny, że się przywiązała do mnie! Niepospolitą poniosłem stratę, nielicząc Karusi, straciłem kawę i herbatę codzienną, za którą teraz płacić będę musiał. Nieprzyjemna rzecz, ciągle sięgać, za kilką groszami do kieszeni. Muszę zobaczyć, czy się Julka nie da wycywilizować. Ale — a! nowa praca, nowy zachód! Nie-