Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/114

Ta strona została uwierzytelniona.

— O! nieobawiaj się! Publice naszéj wszystko doskonale wmówić można i nic łatwiejszego, jak kazać jéj wielbić. —
— Szczęśliwi pisarze.
— Jeśli umieją dać sobie radę.
— Dziś jednak, nie idź napróżno do Natalij, bo jéj niezastaniesz w domu.
— Gdzież będzie. —
— Od owego pamiętnego wieczora, który się tak traicznie skończył lekturą Szambellana, Natalja stała się celem powszechnéj ciekawości. Tak to u nas zawsze, nie umieją ocenić, ale wszyscy są ciekawi, każdy udaje że literaturę pojmuje, kocha, i dla tego wszystkich lwów literackich, zapraszają, goszczą, przyjmują. — Jest to dobrym tonem, miéć u siebie na wieczorze lwa, bo tak robią za granicą, a co tylko wchodzi we zwyczaj u nas, to jest zwykle małpiarstwem zagranicy.
— Postrzeżenie najsprawiedliwsze, rzekł Tymek, niedawno wyjeżdżałem na wieś, a