Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

że dzięki mojemu Dziennikowi, mam już pewne imie literackie, nie uwierzysz jak mi z niém było wygodnie na wsi. Poili mnie i przyjmowali wszędzie, z końca w koniec mojéj podróży. — Gdyby to można wierzyć temu współczuciu. —
— To tylko moda! jak wszystko u nas — Zobaczysz, że wkrótce wejdą w modę artyści malarze i muzycy, potém artyści dramatyczni — nakoniec niewiém już co — ale najpewniéj, to co będzie w modzie za granicą.
Po tych kilku słowach, Staś wziął za kapelusz i wyszedł — Nie zwykle przyśpieszonym krokiem, pędził się ón, nie do domu, ale gdzieś krętémi uliczki, w część miasta najmniéj, uczęszczaną. Niekiedy oglądał się, jakby lękał, czy za nim kto nie goni. Tak dostał się na małą uliczkę nad Wisłą, szukając oczyma domu, a niemogąc nań trafić od razu. Niespokojny kręcił głową w prawo i lewo, aż na reście w jednym z okien,