Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

tak pięknie go prosiła, że Staś ledwie się nie zerwał kazać zaprzęgać i jechać, wstrzymał się jednak.
— Mój aniołku, rzekł, już przecie z tobą będę jeśli nie cały dzień, to większą część dni przepędzał. —
— A! a! tak ci się zdaje Panie, a mnie i godziny saméj jednéj wytrzymać trudno, ja się w dzień nudzę, a wieczorem tak się boję, że łzami płaczę ze strachu.
— Czegoż się boisz?
— Alboż ja wiem, Panie — boję się, drżę i płaczę. Taka moja natura.
Uspokoiwszy jak mógł, piękną Karusię, Staś wymknął się na ulicę znowu, przykazując jéj zamykać się i nie puszczać nikogo; obiecując poszukać staréj jakiéj sługi, coby ją pilnować mogła. —
Wyszedł Stanisław, i jak zwykle po uczynku większéj wagi i mogącym za sobą wieść następności niewyrachowane, głęboko się zadumał. — Tysiąc urywanych pomysłów,