Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

kroku nocnego skutki — widział uczynek, ze wszystkiemi następnościami — których w chwili gorączki niedojrzał. Namawiając Karusię do ucieczki, nie sięgnął był myślą naprzód, na skutki — teraz widział je straszne, powstające szydersko przed nim i pokazujące mu się obnażone, przerażające. —
Szedł, stawał — sam niewiedział co się z nim działo, wodził rękę po czole, ale go z troski otrzéć nie mógł.
— Tak, zawołał nareście, com sobie nawarzył, wypiję, i Karusia warta tego kłopotu! o! warta! Co ma być, niechaj będzie, wezmę ją z sobą, obmyślę środki — Matylda nic wiedziéć nie będzie. —
Domawiał tych słów, gdy go ktoś pochwycił za rękę. Ocknął się — obrócił, to był Tymek, który go z uśmiéchem witał. —
— Drugi raz dzień dobry. —
— A! to ty!