Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

rozparty, ręce w kieszeniach, łeb do góry i śmiał się, czy było z czego, czy nie, kręcąc głową, i uważając, jak się téż śmiéch jego wydaje i jakie na słuchaczach czyni wrażenie. —
— Któż to jest? spytał Staś Florka, którego odprowadził na bok, nim dano do stołu. —
— Kto, alboż Pan niewidzisz, z uśmiéchem poprawując puklów, odpowiedział Florek. To zbogacony bankier z przekupnia zapałek, milljonowy człowiek, którego niedawno widziano na ulicach roznoszącego szuwax i szczotki. Ciekawa doprawdy byłaby jego historja, ale niémam jéj czasu, opowiedziéć Panu. Napróżno zakrywa pochodzenia swego, swego rodu ulicznego ślady pod starannym ubiorem, wytworném życiem i czépia się lepszych towarzystw, zawsze to zbłota wyszła żaba, co się grzeje na słońcu.
— Jakiż jest stosunek między témi Pana-