Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

niego wieczora nie odwiédził; wejrzenie Natalij zburzyło go było na chwilkę, ale doznawszy niepokoju jakiegoś, dla niego może, unikał potém widzenia Natalij.
Tu zastał Zenejdę, Panią Zenejdę, co pod pozorem przyjaźni serdecznéj i doświadczenia długiego, nieodstępując Natalij, dawała jéj rady, redagowała z nią ostatecznie rękopism poezij. Ona i Tymek, który był zupełnie poufałym w domu Prezesowéj, dzięki codziennym wizytom, dzięki dzisiejszému szumnemu sprawozdaniu, zajmowali się przyśpieszeniem wydania, które jak oboje powiadali, stanowić miało epokę.
— To nie nowa Drużbacka — mówił emfatycznie Redaktor, to gwiazda co zaćmi wszystkie naszego horyzontu konstellacje. Zenejda nazywała Natalję — Naszą Muzą. Oboje, Tymek i Zenejda, każdy w swoim sposobie psuli utwory wieśniaczki, podkreślając w nich to lepsze wyrażenia pod pretextem ostrości ich, to tytuły jakoby niesto-