żyd poszedł jéj szukać i wynajdzie pewnie przed wieczorem. —
— Ilem ci winien wdzięczności. —
— Mnie? nic. Żydowi winieneś rubla i kwita. Zresztą spodziéwam się, że mi czasem pozwolisz, (choć przy sobie) odwiedzić starą moją znajomę Karusię? —
Staś nic nie odpowiedział — i rozeszli się.
Tymek pociągnął na poobiednie posiedzenie do Julki, którą powoli oblegał, chcąc jak u poprzedniczki wyrobić sobie tak potrzebny kredyt. —
Staś bez celu posunął ulicą — ciężkie niepozbyte brzemie, wisiało nad nim. Wieczorem dopiéro, obwiniętą chustką i płaczącą rzewnie, niewiedziéć czego, przewiózł Stanisław Karusię, na nowe mieszkanie. Przejeżdżali przed Kawiarnią, w któréj kilka lat spokojnych, wesołych, ledwie nie powiem szczęśliwych, przesiedziała; oczy jéj wlepiały się chciwie w otwarte, błyszczące
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.