światły drzwi jéj — biédna dziewczyna, chciała tam wleciéć choć wejrzeniem, bo żal jéj było kawiarni, jak żal nam miejsc, gdzieśmy byli długo, bo nudno jéj było, po tém życiu zgiełku, w którym codzień nowe twarze, uśmiéchy, pochlebstwa spotykała, nudno jéj było saméj jednéj — w ciągłéj ciszy.
— A! mój Boże! zawołała — tyle ludzi, tyle osób, a mnie tam niéma — Oni, ani tam wiedzą, że ja tak blizko ich — że na nich patrzę. —
I przejechali już, a ona jeszcze oglądała się długo, na oświécone drzwi, na czerwony transparant okna, a wzdychała z głębi serca.
— Czegóż ci tak żal? spytał Staś — wszakże zamiéniłaś to życie pracy, na swobodę, odpoczynek!
— Tak! tak, odpowiedziała Karusia oglądając się zawsze — ale jednak, ja niepamiętam, żebym płakała tam kiedy, żebym
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.