lusterko nad komodą, okna wychodziły na dachy na niebo — z drugiego — na brudne dziedzińce.
Izdebki te jednak, były daleko porządniéjsze, od najętéj nad Wisłą — i Karusia prędko się zajęła oglądaniem ich, gospodarowaniem w nich. W komodzie jak się spodziéwała, znalazła trochę ubiorków, trochę rzeczy, nieodbicie potrzebne sprzęty, Staś wcześnie pokupował, ugodził stół, obmyślił wygody. Ale ze wszystkiem nowém, niespodzianém i piękném co tu znalazła Karusia, te izdebki były tylko ubraném więzieniem. Nigdzie ludzi, nigdzie ruchu — szum ulicy dochodził tu stłumiony i niecierpliwiący, bo niewidać było, co go rodziło; a wyjrzawszy, trochę tylko zadymionego nieba, i czerwone stérczą dachy, po których skaczą wróble, kraczą przelatując wrony, tańcują sroczki, uwijają się jaskółki. —
Niedługo tu posiedzieli i przykazawszy Karusi i staréj służącéj największą ostro-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddzial II Tom III.djvu/145
Ta strona została uwierzytelniona.